Każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. U nas zaczęło od marzenia Agaty – mojej narzeczonej, aby mieć domek gdzieś w egzotycznym miejscu. Leżeliśmy na kanapie podczas wielkiej pandemii stulecia 2020 i prawdopodobnie oglądaliśmy Netflixa.
W tamtym czasie wychodzenie z domu na miasto, czy spotkania ze znajomymi było rzadka aktywnością. To był okres, gdzie miały miejsca dziwne rzeczy: jak ograniczanie prawa do spaceru po lesie, a mieszkaliśmy wtedy przy lesie kabackim. Rozmawialiśmy o tym, że świetnie by było zamieszkać z dala od Polski, zbudować dom w egzotycznym miejscu, gdzie będziemy mieć więcej swobody i wolności. Intencja poszła w wszechświat i "przyciągnęliśmy" okazję.
Przyjaciel Agaty zadzwonił jakoś niedługo po nowym roku i powiedział, że ma dla nas ofertę kupna działki, która znajduje się centralnie obok jego miejsca. Rodzina jego męża akurat miała na sprzedaż działkę 300m^2, a jemu zależało, aby Agata została jego przyszłą sąsiadką.
Działka w Brazylii
Miałem do podjęcia trudną decyzję czy zainwestować pieniądze, w coś czego nie widziałem na własne oczy, nigdy tam nie byłem. Z reguły nie podejmuje decyzji spontanicznie, potrzebuje się wcześniej zapoznać z przedmiotem zakupu, podliczyć opłacalność itd. Miałem rozterki. W końcu wrzucam w kasę, w coś czego nigdy nie widziałem, nie poznałem ludzi. Dostaliśmy nagranie przejazdu na działkę, zdjęcia, lokalizację w google maps. Przyjaciel Agaty był już w ich rodzinie, więc byli to sprawdzeni i zaufani ludzie. Po ponad tygodniu rozkmin pomyślałem #yolo i zdecydowałem. Cena wynosiła 30k reali, uzgodniłem spłatę ratalną i przedpłatę, w sumie wyszło ok 27k złotych. Co było mało jak za ziemię budowlaną. Więcej bym zapłacił za działkę rekreacyjną RODO w Warszawie.
Była to dobra inwestycja, w ciągu 2 lat jej wartość poszła dwa razy w górę. Zacząłem spłacać działkę na początku 2021, spłaciłem pod koniec roku. No i prawie rok od spłacenia wylecieliśmy do nowego świata, aby dopiąć notariusza i oficjalnie przejąć działkę.
Znajomi i rodzina byli zaskoczeni, że kupiliśmy tak małą działkę – 300m^2. Polskie normy budowlane określają, że powinno to być kilka metrów od ściany do działki sąsiada, co mocno ogranicza budowę domu na małych działkach.
W Brazylii panuje większa swoboda budowlana. Tam można budować ściana w ścianę, to zwiększa możliwości metrażowe. Na przykład projekt domu przyjaciela Agaty ma ok 100m kwadratowych plus garaż i ogródek i to na takiej samej działce.
A tak wygląda dom obok, na takiej samej działce.
Dobrze wygląda strona podatkowa naszego zakupu. Pierwszy podatek będziemy musieli dopiero zapłacić po zgłoszeniu projektu przez architekta. Później to będzie około kilkudziesięciu złotych rocznie. Utrzymanie domu będzie kosztowało ok kilkudziesięciu złotych rocznie.
Nasza działka mieści się na prowincji stanu Bahia, około 50km – 1,5h samochodem od większego miasta. Samochód to must have, nie ma komunikacji publicznej czy pociągów. Dla nas kilka kilometrów to już jest odległość, dla Brazylijczyków dopiero kilkanaście godzin jazdy to długa podróż.
Praca zdalna
Zdecydowaliśmy się, na 3 tygodniową podróż. Pierwszy tydzień spędziliśmy w Rio De Janeiro. Aby nie naruszać budżetu na kolejne miesiące (wylot cyfrowo nomadowy do Azji), to zdecydowaliśmy się, że pierwszy tydzień popracujemy zdalnie. Mam kontrakt, więc każdy dzień wolny oznacza uszczuplenie budżetu.
Pracujemy w polskiej strefie czasowej (CET), różnica czasu wynosiła 5h. Rozpoczynaliśmy pracę o 8-9 CET, więc trzeba było wstawać o 3-4 nad ranem. Łatwo nie było. Najtrudniejsze były 2 pierwsze dni, potrzebowałem kilka drzemek w ciągu dnia, aby dociągnąć do 8h. Chodziliśmy spać ok. 20, ale o 12 byliśmy już po pracy i był czas na zwiedzanie. Nie jesteśmy imprezowiczami, więc nie było problemu, aby zrezygnować z życia nocnego, którego nie było 😉
Pracuję obecnie dla dużego banku inwestycyjnego, a że byłem wtedy na etapie onboardingu, to głównie klikałem szkolenia z prania brudnych pieniędzy, security itd. Nie było ode mnie dużych oczekiwań w nowym projekcie, co ułatwiało aklimatyzację w nowej strefie czasowej.
W projekcie pracuję na zdalnym pulpicie. Nie potrzebowałem brać nowego laptopa ze względu na dużą przestępczość w Rio i wziąłem już wysłużonego Della. Do tego monitor przenośny AOC I1601FWUX LED 15,6" FHD na którym obecnie pracuję. Plus myszka bezprzewodowa. Było to wystarczający zestaw.
Wynajęliśmy mieszkanie w AirBnb koło Copacabany i mieliśmy stały dostęp do Internetu. Z tego co pamiętam, to prędkość wynosiłą ok kilkudziesięciu megabitów.
Całkiem dobrze, było też z Internetem mobilnym. W kiosku kupiliśmy kartę SIM, w ciągu 15min sam ją zarejestrowałem online. Kosztowała ok 20zł, a dostałem z 18GB danych na miesiąc.
Ekonomia
Spodziewałem się, że będzie problem z płatnością kartą w Brazylii – w końcu kraj rozwijający się. A tu zonk. Nawet obwoźni sprzedawcy kostiumów kąpielowych na plaży mieli terminal. Nie wyobrażam sobie u nas Mirka z lodami na plaży, aby miał terminal 😉 Było to bardzo wygodne.
Przy każdej płatności byłem pytany o rodzaj karty płatniczej – debetowa lub kredytowa. Używam tylko debetowej, a jak mówiłem, że to debetowa, to nie przechodziło. Dopiero przy wyborze płatności kartą kredytową terminale przyjmowały transakcję. Jeśli ktoś rozumie zależność, to proszę o opisanie mechanizmu. Aktualnie będąc w Indonezji mam podobną sytuację, debetowa karta Revoluta jest interpretowana jako kredytowa.
W Brazylii jest używany real brazylijski, w październiku stał niemal 1:1 ze złotówką, co ułatwiało przeliczanie. Nie było problemów z bankomatami. Ze wszystkich wypłacaliśmy bez dodatkowych prowizji.
Na co dzień używaliśmy karty Wise, aby zoptymalizować koszt przewalutowań podczas płatności kartą. Wise pobiera dodatkowe opłaty za przewalutowania. Nie są to duże kwoty – prowizja wynosi ok 0.41% w zależności od waluty. Plusem jest obsługa większej ilości walut obcych niż Revolut jeśli potrzebny jest przelew np. w realach.
Codzienne zakupy
Miłość do glutenu mam we krwi i było mi ciężko pod tym kątem w Brazylii. Jak ktoś lubi dobry chleb na zakwasie, to może o nim zapomnieć. Najwyżej dostanie słodką podróbkę czy biały chleb tostowy. Są bardzo nieliczne piekarnie, gdzie można dostać chleb na zakwasie. Ale jest ich mało i ceny są niezłe np. 20 parę zł za mały bochenek. Który i tak jest średni 😉
Pieką inaczej – ich pieczywa, ciasta są inne. Ich krossanty (z lepszych cukierni) są bardzo tłuste i słodkie, płaci się ok 11-13zł (w strefie turystycznej), a smakują jak te najtańsze kupowane na dworcach w PL. Zboża generalnie nie są hodowane w Brazylii w takiej skali jak w Europie, więc kuchnia jest oparta o inne składniki. Chleby piecze się na mące, jajku i cukrze. Zamiast mąki pszennej używają np. mąki z manioka.
Można dostać mąkę pszenną i zrobić chleb samemu 😉 Z Agatą przygotowaliśmy chleb dla naszej brazylijskiej "rodziny" i bardzo im zasmakowało. Może zacznie się rewolucja chlebowa… kto wie? 😉 Przygotowałem dla nich także, schabowe z ziemniakami i surówką, jedli aż się miło patrzyło. To była kombinacja smakowa, jakiej nie znali.
Podrzucam przepis na superszybkie naleśniki po brazylijsku. Potrzeba tylko mąki z tapioki + tłuszcz na patelnie.
Supermarkety (Copacabana, Rio) są stosunkowo drogie np. słaby bochenek chleba "integral" (miękki wieloziarnisty) za ok 26 reali(25zł-26zł), zwykła czekolada ok 15zł, piwo craftowe ok 20zł. Produkty importowane np. czekolady Milka są stosunkowo drogie.
Jak się dobrze poszuka, to w lokalnych miejscach można kupić tanie owoce i warzywa np. przygotowany kokos do picia za ok 5zł.
Generalnie jedzenie uliczne nieźle tutaj funkcjonuje. Za kilkanaście złotych można ogarnąć posiłek. Nie będzie to gwiazdka Michelina, ale zaspokoi głód. Ekonomicznie wychodzą bufety, gdzie się płaci za wagę na talerzu. Na lotnisku udało mi się kupić niezły bufetowy posiłek za 17zł.
Bardzo średnio jest z opcjami dla wegetarian, kuchnia żółto-zielonych jest mocno oparta na mięsie. W pobliżu Copacabany (najbardziej turystyczna plaża i dzielnica) znaleźliśmy 2 restauracje, gdzie w jednej głównie były lokalne odpowiedniki nie-mięs typu beyond burger, ale słabszej jakości. W drugiej knajpie było dużo lepiej.
Specjalnością kuchni brazylijskiej jest mięso wołowe, ryby i owoce morza. Jest spory wybór potraw mięsnych. Kupno ryby nad oceanem nie kończy się paragonem grozy tak jak nad Bałtykiem 😉
Na plaży kupi się drinka (500ml) na bazie cachaça np. caipirinha za ok 10zł, podobnie jak Mohito i inne wynalazki od sprzedawców na ulicy. Swobodnie można pić w miejscach publicznych.
Lokalne piwo Brahma można kupić za kilka złotych. Nazwa jest dla mnie zabawna, bo Brahma to najwyższy "bóg" w hinduizmie – najwyższa forma Świadomości, więc nie pasująca do piwa 😉
Ludzie
Moje doświadczenia z lokalsami są bardzo pozytywne, szczególnie jak się je zestawi z historiami o skali rabunków, złodziejstwa w Rio. Spodziewałem się na każdym kroku kieszonkowców i gości z nożami czy bronią. Spacerowaliśmy po zmroku w różnych miejscach i nic nieprzyjemnego się nie wydarzyło. W turystycznych miejscach jak plaża na Copacabanie było sporo policji, metro jest monitorowane. Jedynie centrum wydawało się nieprzyjemne, sporo bezdomnych, brudno, budynki w słabym stanie itd.
Myślę, że ważne jest, aby zachowywać rozsądek tj. nie wchodzić w "nieciekawe" miejsca, nie szpanować nowym telefonem, nie pokazywać ile ma się gotówki w portfelu itd. Przy zachowaniu rozwagi zmniejsza się szanse na napotkanie nieprzychylnych ludzi.
Napotkaliśmy sporo otwartości, sympatii od strony Brazylijczyków. Wydają się być bardziej otwarci i przyjaźni od Polaków. W naszej kulturze mamy "wrodząną" nieufność, zakładamy że ktoś na pewno chce nas oszukać. Tego nie odczuwalem u nich.
Największą niedogodnością dla nas była bardzo słaba znajomość angielskiego u lokalsów. Przed wyjazdem uczyliśmy się portugalskiego głównie Duolingo + Anki i jakoś to szło. Komunikacja na "migi" zawsze dopomaga jak brakuje słów. Google translate z offline słownikiem mocno wspierał w trudniejszych sytuacjach.
Myślę, że przed kolejną podróżą zainwestuje lekcje z nativem, aby lepiej komunikacyjnie ogarnąć portugalski.
Nasi gospodarze na prowincji, w Moquiçabie traktowali nas jako drugą rodzinę, czuliśmy się zaopiekowani, mieliśmy wspaniały wikt i opierunek. Dla przykładu przedstawię Wam pewna sytuacje: Przed naszym dotarciem do wioski, przyjaciel Agaty troche wprowadzil rodzinke i opowiedział, jacy jesteśmy itp. Opowiedzial im o ogromnej zajawce Agaty na kokosy, że odkąd jesteśmy w Brazylii to codziennie wypija jednego kososa i ze generalnie je baaaardzo lubi. Ja też się zresztą do nich przekonałem, bo wcześniej tak średnio lubiłem. Następnego dnia po naszym przyjeździe Mojżesz – jeden z wielu braci, zabrał nas na plantacje kokosów, żebym mogli sobie zobaczyć, jak to wygląda i nie tylko. Na miejscu okazało się, że ładujemy cala pakę pickupa owocami kokosa, żebyśmy mieli co pić. To było bardzo mile z ich strony, a kokosy piliśmy do końca wyjazdu.
Nasza pobliska okolica podczas pobytu w Moquiçaba:
Fauna i flora
Brazylia – kraj zwrotnikowy, gorący i wilgotny klimat, oczekiwałem, że będą węże i wielkie pająki na każdym kroku. Owszem węże były, ale szybko uciekały.
Niedaleko naszej miejscówki widziano pumy, ale żadna się nie napatoczyła na nas, jedynie napotkaliśmy stado groźnych indyków.
Na prowincji było sporo ciekawych ptaków jak urubu (czarne sępy), kolibry, zielone papugi. Bardzo polubiłem kraby, nad morzem była ich cała chmara. Duże, małe, przezroczyste, kolorowe itd.
To by było na tyle.
Z chęcią odpowiem na pytania z komentarzy.
Bardzo ciekawa historia 🙂 Chciałoby się poczytać co dalej z tą działeczką 🙂